Podróże Spacery

Szlakiem Orlich Gniazd z psem, czyli mój pierwszy raz z plecakiem

Potrzebowałam nieco czasu, żeby przetrawić naszą czerwcową wyprawę na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Tym razem Najlepszy Mąż odmówił udziału w moim szaleństwie. Ruszyłyśmy więc we dwie z Lajsonem szlakiem Orlich Gniazd z Częstochowy do Krakowa.

Co to jest Szlak Orlich Gniazd

Pewnie większość z was wie, czym jest Szlak Orlich Gniazd, ale doprecyzuję, żebyście nie pomyśleli, że chodzi o ten Warszawski lekko zatarty, na którym większość piwnych bastionów już upadła*.
Oznaczony na czerwono Szlak Orlich Gniazd, którego nazwa pochodzi od znajdujących się na trasie zamków łączy Kraków z Częstochową. Większość warowni to mniej lub bardziej malownicze ruiny, jednak są wyjątki jak np. odbudowany Zamek w Bobolicach. Oprócz tego na szlaku można podziwiać m.in. skały wapienne i jaskinie.

Początek szlaku – Stary Rynek w Częstochowie.

 

Zamek w Olsztynie – przyjazny psom.

Dlaczego Jura Krakowsko-Częstochowska

W zeszłym roku pojechałam w Bieszczady tylko w towarzystwie Lajsona i przez tydzień marzłam, mokłam, dostawałam zadyszki i próbowałam schodzić z gór tyłem, bo kolana bolały nie do wytrzymania. Okazało się jednak, że taka forma wypoczynku w samotności i nieustających cierpieniach znakomicie do nas pasuje. Wróciłam do domu co prawda obolała, ale bardzo szczęśliwa. Postanowiłam więc nie czekać do jesieni i wybrać się gdzieś wiosną. Bieszczady to był pierwszy mój wyjazd całkowicie samodzielny, a chcąc spróbować czegoś nowego wymyśliłam wycieczkę z dźwiganiem bagażu na własnym grzbiecie, postanowiłam jednak nie przesadzać i wybrać teren o nieco niższych wzniesieniach.

O wyborze Szlaku Orlich Gniazd zdecydowało kilka względów praktycznych:
– jest na tyle krótki (164 km), że można go przejść w tydzień
– znajduje się w zasięgu 3-4 godzin jazdy z Warszawy, więc gdyby coś mi się stało, to mąż mógłby mnie zabrać z trasy w prawie każdym momencie
– sporą część szlaku oraz znajdujących się na nim obiektów znałam, co minimalizowało ryzyko bezpowrotnego zagubienia się w głuszy oraz dramatu pominięcia jakiegoś malowniczego punktu
– przewyższenia na trasie są niewielkie, więc nawet z cięższym plecakiem nie obawiałam się zbyt słabej kondycji
– krajobraz jest urozmaicony na tyle, że nawet przez tydzień można się nie nudzić
– wszystkie poprzednie wizyty na Jurze mi się podobały.

Staw Amerykan w Złotym Potoku.

 

Brama Twardowskiego – nie znajduje się na Szlaku Orlich Gniazd, ale w pobliżu.

Planowanie wyjazdu

Planowanie zaczęłam od podziału trasy na odcinki tzn. pozwoliłam to zrobić Najlepszemu Mężowi, który w pierwszej chwili bardzo zapalił się do koncepcji wysłania żony na tydzień z dala od domu. Odcinki miały być mniej więcej równe tak, abyśmy codziennie miały podobną ilość kilometrów do przejścia. Potem trasa została nieco zweryfikowana przez noclegi, które udało nam się znaleźć, i przez to najdłuższy odcinek wynosił nieco ponad 30 kilometrów.
Wcześniejsza rezerwacja noclegów była moim priorytetem, ponieważ z doświadczenia wiem, że nie w każdej okolicy będzie łatwo znaleźć miejsce, w którym przyjmą nas z psem. Wolałam więc się ubezpieczyć. Poza tym, kiedy ma się zarezerwowane noclegi, wtedy jedynym zmartwieniem pozostaje dojście na miejsce przez zmrokiem, a to lepsza perspektywa niż bieganie po wsi i szukanie kogoś, kto przygarnie śmierdziela po całodniowej wędrówce i to z pchlarzem w komplecie.

Ważne było też dla mnie dokładne ustalenie co ze sobą zabieram. Bagaż miał być naprawdę ograniczony do najpotrzebniejszych rzeczy, co oznaczało dla mnie spore wyzwanie. Na ogół podróżujemy samochodem i zabieram ze sobą wszystko na co mam ochotę.
Nie udało się oczywiście uniknąć pomyłek, więc podźwigałam też sobie dodatkowo dla przyjemności np. zabrałam dwa telefony –  w tym jeden z baterią trzymającą 3 dni – i solidny power bank, bo wiadomo… na Jurze można zginąć prawie jak na Mount Evereście 😉
Kilka razy poprawiałam listę rzeczy do zabrania i wykonałam nieco wcześniej próbę generalną sprawdzając, czy dam radę udźwignąć mój plecak. Trochę zainwestowałam też w odzież sportową i buty, co było nie najgłupszym pomysłem, ale w niektórych okolicznościach nie na wiele się zdało. Szczególnie jeżeli planuje się przepierki, to sportowe koszulki i skarpetki są dużo łatwiejsze do odświeżenia.
Ze wstydem przyznaję, że mapy – w telefonie i papierową – zdobyłam dopiero dzień przed wyjazdem.

Zamek w Bobolicach – tu z psem nie wejdziesz.

Droga

Nie wiem czy jest powód, by przedstawiać dokładnie trasę, ponieważ sama planując drogę posiłkowałam się kilkoma znalezionymi w sieci opisami wykonanymi przez bardziej doświadczonych wędrowców. (Gdyby jednak ktoś był ciekawy jak dokładnie podzieliłam trasę, gdzie nocowałam i którędy szłam, to dajcie znać.) Jest też strona w całości poświęcona Szlakowi Orlich Gniazd. Nic szczególnego nie powinno was na nim zaskoczyć. Wzniesienia są, nawet jeśli ktoś uzna, że liczne, to niewielkie i w pełni możliwe do zdobycia nawet dla niewprawnego wędrowca podróżującego z obciążeniem.

Najcięższy był dla mnie początek. Najpierw myślałam, że nie dam rady iść z moim przeładowanym plecakiem, że się przewrócę pod jego ciężarem, a jeśli nie, to zaraz zaczną boleć mnie ramiona. Gdy już przyzwyczaiłam się do ciężaru plecaka i zaczęłam podchodzić pod pierwsze wzniesienie, jeszcze w obrębie Częstochowy, to znów pomyślałam, że nie dam rady. Największym wyzwaniem było poradzenie sobie z pogodą i jej konsekwencjami. Problemem było słońce, które w dwa dni poparzyło moje ręce, tak, że do tej pory moja opalenizna przypomina raczej blizny. Pierwszego dnia dogoniła mnie też wielka burza, podczas której moje buty „na deszcz” przemokły do tego stopnia (woda wlewała się górą), że wysuszyłam je dopiero po powrocie do Warszawy. Na wycieczkę kupiłam dwie pary solidnych butów trekkingowych, które uprzednio porządnie rozchodziłam (na dystansach do 10 km). Nawet nie wiem kiedy i jak w tym wszystkim, również w dwa dni obtarłam obie stopy w sposób taki, że do końca podróży wlokłam się noga za nogą, a leczyłam je jeszcze długo po powrocie. W związku z czym zwiedziłam większość aptek na trasie 😉

 

Zamek w Bydlinie – przyjazny psom.

Chociaż sam szlak jest łatwy i do przejścia krokiem „emeryckim” – jak go określam – to podróżując z psem warto zwrócić uwagę na kilka spraw.
Przede wszystkim nawierzchnia po jakiej każemy psu pomykać przez tydzień jest bardzo istotna dla zdrowia delikatnych psich opuszek i stawów niezabezpieczonych profesjonalnym obuwiem. Przyznam, że w tej kwestii nie był najgorzej. Raczej dominuje przyjemna ubita ziemia lub piasek, zarówno w lesie jak i terenach otwartych. Nie przypominam sobie dłuższych odcinków ze skałami lub żwirem. Dość często natomiast trzeba przemieszczać się po asfalcie i są to długie odcinki, czasami bez możliwości zejścia na pobocze. Te części trasy są też najbardziej monotonne, najmniej ujmujące, a przez to potwornie się dłużą.

Przed wyjazdem nie znalazłam informacji, że na niektórych odcinkach Szlaku Orlich Gniazd jest zakaz wprowadzania psów. Szlak biegnie przez kilka rezerwatów w lesie. Chociaż z tego co zrozumiałam rezerwaty są utworzone głównie do objęcia ochroną formacji skalnych, to przed wejściem widnieje zakaz wprowadzania psów. Niestety nie będąc przygotowana na omijanie tych terenów, a czasami obawiając się, że nadłożenie drogi spowoduje niedotarcie na czas do miejsca noclegowego decydowałam się na złamanie zakazu. Dobra wiadomość jest taka, że oczywiście da się je ominąć. Tylko trochę przykro to robić, bo są to często najbardziej malownicze odcinki.

Zamek w Rabsztynie – tu z psem nie wejdziesz.

Podobny problem, choć łatwiejszy do rozwiązania jeśli się podróżuje we dwoje lub większą grupą, jest też z niektórymi zamkami. Do większości wejdziemy z psem np. Olsztyn, Ogrodzieniec, czy Bydlin. Niektóre jak Morsko i Bąkowiec można zobaczyć tylko z zewnątrz. Natomiast część jest niedostępna dla osób z psami. Na pewno należą do nich zamki Bobolice – o zakazie wprowadzania psów ostrzega nas wielki znak – oraz (o ironio) Pieskowa Skała. W Pieskowej Skale miałam zresztą mało przyjemną przygodę. Kiedy wdrapałam się na górę z zamkiem, okazało się, że skończyła mi się woda, a jedynym miejscem, gdzie mogłam ją kupić była kawiarnia na terenie zamku. Kazałam Lajce usiąść i zostać przed bramą, a sama ruszyłam po napoje dla nas. Jak tylko weszłam do bramy wyskoczył na mnie ze stróżówki ochroniarz z groźną miną i krzykiem „A ten pies to nie wejdzie do środka!?”. Bo wiadomo… Pies na dziedzińcu może zeżreć zamek. Rzuciłam tylko w bok „nie” i tyle mnie pan widział. Oczywiście Lajs czekała na mnie jak przymurowana.

Maczuga Herkulesa – znajduje się w pobliżu szlaku. W tle Pieskowa Skała – dla piesków niedostępna.

 

Tak serwowany jest ojcowski pstrąg – Lajson poleca.

Wspomniana przeze mnie wcześniej rezerwacja noclegów również jest wskazana. Także dlatego, że na niektórych mijanych obszarach baza noclegowa jest po prostu uboga i może się okazać, że trzeba będzie nadrobić kilka kilometrów, żeby coś znaleźć. Z psem możemy mieć problem. Nawet jeśli nie przerażają nas kilometry, to należy pamiętać, że  przekładają się one na czas, który można by zamiast tego poświęcić na zwiedzanie.

Poza wymienionymi powyżej elementami, nie widzę większego wpływu obecności psa na podróż. Większość osób dziwiła raczej samotna kobieta z plecakiem niż mały piesek u boku. Bo mamy takie czasy, że wciąż jeszcze kogoś to dziwi 🙂

Jedna rzecz, która mnie zdziwiła to przyroda. Spodziewałam się dużej ilości lasów liściastych z przyjemnym chłodkiem i wilgocią, podczas gdy więcej nawet chyba było suchych lasów sosnowych lub mieszanych. Trochę się z tego względu zawiodłam. Pomimo tego, nie można Szlakowi Orlich Gniazd zarzucić braku uroku i różnorodności.

Krakowska Brama

Polecane noclegi

Poza jednym niechlubnym wyjątkiem, miałam szczęście do noclegów. Szczególne trzy z nich zapadły mi w  pamięć. Miejsca, o których chcę wspomnieć są przyjemne dla oka i gość czuje się w nich mile widziany. Tak, również ten na czterech łapach.

Podlesice 38
Więcej niż agroturystyka. Piękne miejsce, które docenią osoby zwracające uwagę na szczegóły. Dom znajduje się w cichym punkcie na końcu miejscowości. Myślę, że nie tylko wędrowcy, ale też osoby, które chciałyby spędzić więcej czasu na Jurze – w tym stacjonarnie tzn. poodpoczywać na łonie przyrody – z przyjemnością zatrzymają się w tym miejscu.
Właścicielka jest bardzo sympatyczna i pomocna. Nie można też zapomnieć o pysznych śniadaniach.

Gościniec Amig
Krzywopłoty
Taki trochę kemping – raczej nie mam doświadczenia z noclegami w takich miejscach – ale z duszą. Odniosłam wrażenie, że właściciele bardzo lubią gościniec i to się udziela gościom. Dużym plusem jest spory, zadbany teren.
Naprawdę za serce chwyciło mnie to, co nie zdarzyło nam się jeszcze w żadnym miejscu, gdzie nocowaliśmy z psem. Otóż gdy dotarliśmy na miejsce, to w naszym pokoju na Lajsona czekało legowisko. Może to mały gest, ale dla mnie bardzo piękny. I doskonała podpowiedź dla właścicieli hoteli – szczególnie tych pobierających opłaty za psy, jak sprawić by psy nie pakowały się do łóżek.

Hotel Gródek
Kraków
Kiedy pytasz w recepcji, czy na śniadanie można wejść z psem i patrzą na ciebie trochę jak na wariata, to wiedz, że trafiłeś w naprawdę psiolubne miejsce. Z naszego doświadczenia wynika, że o ile z psiolubnymi hotelami już raczej nie ma problemu, to hotelowe restauracje, w których są serwowane śniadania, na ogół nie akceptują obecności czworonogów. Co jest trochę dziwne, bo Lajson w restauracjach bywa dość często i to nie tylko w Warszawie. Gródek jest chlubnym wyjątkiem i de facto jednym z niewielu hoteli, w których Lajson bawiła na śniadaniu.
Genialna jest lokalizacja, w obrębie Starego Miasta tuż obok plant, czyli wszystkie atrakcje Krakowa są blisko, a jednocześnie nie ma problemu z wyjściem z psem ani na dłuższy spacer, ani na szybki wieczorny sik. Pomimo tego, że dookoła tętni życie – w tym szalone nocne – to sam hotel znajduje się w bocznej uliczce, gdzie jest cicho i spokojnie. Jeśli jednak zapragniemy gwaru, to wystarczy wyjść za róg. Poza tym, o hotelu mogłabym naprawdę sporo miłych słów napisać, np. poza standardowymi udogodnieniami, o miękkich materacach (wymęczony wędrowiec wie co piszę) i przyjemnym, klasycznym wystroju wnętrz.
Spodobało nam się na tyle, że ostatnio zabrałyśmy tam Najlepszego Męża.

Wspomniany wcześniej niechlubny wyjątek to hotel Pod Figurą w Podzamczu. Normalnie nie podałabym nazwy, ale naprawdę nie chciałabym, żeby kogokolwiek spotkało to, co nas. W recepcji zaraz po podaniu dowodu otrzymałam jakąś kartkę do podpisania. Okazało się, że ta kartka (szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia) to regulamin w całości dotyczący psów, w którym przynajmniej część zapisów była idiotyczna, a część uwłaczająca inteligencji i godności właścicieli psów. Zapisy dotyczyły m.in takich spraw:
– jeżeli na pościeli znajdzie się ślad po psie, to właściciel psa odkupuje cały komplet pościeli. Jako jednostka notorycznie oblepiona psim włosiem byłam ciekawa, czy ślady po mnie będą wzięte za psie.
– pies ma na terenie hotelu cały czas przebywać w kagańcu. W pokoju niby też?
– za szkody zrobione przez psa płaci właściciel. Nieee… nie wpadłabym na to. Naprawdę warto było to dać na piśmie.
Byłam zmęczona i nie miałam siły szukać innego hotelu, ale poczułam się jak cham i idiota, bo w zasadzie tak zostałam potraktowana. Czułam się też niemile widziana, a chyba nie o takie samopoczucie gości chodzi właścicielom hoteli. Czy naprawdę nie można napisać wprost, że psy są niemile widziane? Gdybym znała sytuację wcześniej, na pewno poszukałabym innego noclegu.

 

Zdjęcia (za wyjątkiem przedstawiającego początek szlaku) zostały zrobione podczas innych naszych wypraw na Jurę. Niestety, podczas wędrówki Szlakiem Orlich Gniazd prawie nie robiłam zdjęć.

*Info dla nie-warszawiaków: Warszawski Szlak Orlich Gniazd to „wyznaczona” w PRL trasa pomiędzy budkami z piwem znajdującymi się nad Wisłą. Większość znajdujących się na nim obiektów już nie istnieje.

Może Ci się spodobać

2 komentarze

  • Odpowiedz
    Asia
    02/09/2017 o 18:10

    Miłością do Szlaku Orlich Gniazd już w dzieciństwie zaraził mnie tata. Mieszkając w okolicach Katowic mamy bardzo blisko w te okolice. Razem z psiakiem udało nam się odwiedzic, póki co, tylko Olsztyn, ale planujemy zabrac go również w inne rejony Jury 🙂

  • Odpowiedz
    Klaudia
    03/05/2020 o 12:59

    Hej, właśnie planuje przejście tego szlaku z psem, też to będzie moja pierwsza solo wędrówka. Także jestem mega ciekawa jak podzieliłaś trasę, i gdzie nocowałaś.

Zostaw odpowiedź

Proszę uzupełnić poniższe działanie: *