Po wielkich nadziejach i jeszcze większych obawach, czas napisać o tym jak naprawdę było w Bieszczadach. Co zabiera ze sobą laik? I czy wszystko to jest potrzebne? Jak wyglądają Bieszczady jesienią? Co z dzikimi zwierzętami? Przed Wami dalszy ciąg uwag o Bieszczadach „górskiej dyletantki”.
Przygotowania
Zanim przejdę do opowiadania o górach, jeszcze kilka słów o przygotowaniach. W naszym wypadku były to przede wszystkim zakupy. Spacerujemy głównie na Mazowszu (ewentualnie po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej) i na ogół nie są to wędrówki całodniowe, więc chciałam zaopatrzyć się w trochę wygodniejsze, cieplejsze, wykonane z lepszych materiałów ubrania i buty (dla siebie i psa), większy plecak i kilka drobiazgów. Psiarzowi, który i tak spędza sporo czasu na spacerach na pewno takie rzeczy przydadzą się nie raz.
Jeżeli chodzi o kondycję, to moim zdaniem w takich górach jak Bieszczady każdy posiadacz średnio aktywnego psa, którego trzeba codziennie trochę zmęczyć fizycznie nie powinien mieć problemu z kilkugodzinnym spacerem. Oprócz szlaków dostępne są ścieżki dydaktyczne i spacerowe, na których początkujący mogą przetestować jak im się chodzi po górach.
My zdecydowałyśmy się na nocleg w jednym miejscu i codzienne wyjazdy na kilkugodzinne spacery (z powrotem do samochodu). Szalone wędrówki z plecakiem od schroniska do schroniska na razie nie dla nas.
Gdzie spacerować z psem
Należy pamiętać, że z psem nie wejdziemy do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, w związku z czym zostają nam wędrówki na przykład po Cieśniańsko-Wetlińskim Parku Krajobrazowym lub Parku Krajobrazowym Doliny Sanu. Chociaż Bieszczady nie są bardzo wysokimi górami, to na wielu trasach znajdują się nadspodziewanie strome podejścia – nie bardzo długie, ale dość uciążliwe. Podłoże na ogół jest ziemiste lub wręcz gliniaste (przynajmniej tam, gdzie udało nam się dotrzeć), upstrzone gdzieniegdzie kamieniami, co w porach roku obfitujących w deszcze może spowodować dodatkowe trudności podczas wędrówki. Nam raz zdarzyło się zrezygnować z przejścia ścieżką spacerową, ponieważ w pewnym momencie droga zmieniła się w błotnisty potok, w którym stopy osuwały się przy każdym kroku.
Pies na szlaku
Psy powinny podczas wędrówek po górach być prowadzone na smyczy (lince, przypięte do psa biodrowego – w jakikolwiek sposób uwiązane do człowieka). Jest to nakazane przez regulaminy parków, ale też większość szlaków prowadzi przez las (prowadzenie na smyczy nakazuje ustawa). Ponadto na szlaku prawdopodobnie spotkamy innych ludzi i psy, które niekoniecznie chcą spotkać i witać naszego pupila, co powinniśmy uszanować.
Natomiast wszystkie psy, które my mijaliśmy były bez smyczy. Mogło to być podyktowane nie tylko wygodą czy ignorancją, ale też praktycznymi względami. Na niektórych odcinkach szlaków było tak ślisko, że przejście z psem na smyczy byłoby niebezpieczne. Lajka na przykład, miała zupełnie inne tempo niż ja i połączenie nas smyczą mogłoby skończyć się katastrofą lub przynajmniej błotnym zjazdem na pupie.
Myślę, że w takich wypadkach powinien zwyciężyć rozsądek i powinniśmy wybrać mniej niebezpieczny dla nas i otoczenia sposób przejścia. Pod uwagę należy brać nie tylko stopień wyszkolenia psa, ale wszystkie okoliczności. Oczywiście jest mniejsza szansa, że dobrze wyszkolony pies nas pociągnie. Pamiętajmy jednak, że pies też może się potknąć lub pośliznąć, co jest bardziej prawdopodobne, gdy narzucamy mu nasze tempo.
Inne zwierzęta
Jest jeszcze jeden powód, dla którego psy w Bieszczadach powinniśmy prowadzać na smyczy. Chodzi mi o zwierzęta. Chociaż same spotkałyśmy zaledwie kilka salamander, to błotniste podłoże pozwoliło mi zaobserwować wiele świeżych śladów bardzo różnych zwierząt. Wnioskując po zachowaniu Lajki dwa razy byłyśmy w miejscu, gdzie krótko przed nami znajdował się niedźwiedź, a raz piesa podjęła trop. Oprócz tego w Bieszczadach żyją między innymi wilki, rysie i dziki. Spotkanie tych zwierząt z psem jest niebezpieczne dla obu stron.
Ludzie
Przed wyjazdem sporo słyszałam o tłumach turystów zadeptujących góry. Nie wiem czy to kwestia jesieni, niezbyt ładnej pogody, czy może wyboru mniej popularnych szlaków, ale spotykałyśmy bardzo niewielu wędrowców. Czasami na niektórych szlakach nie spotkałyśmy nikogo, a na ogół 2-6 osób dziennie. Tylko jednego dnia zdarzyło nam się kawałek trasy iść w grupie. Jednak większość ludzi, których spotykaliśmy, to były bardzo sympatyczne, skore do rozmowy i pomocy osoby – zarówno jeśli chodzi o mieszkańców jak i turystów.
Pogoda jesienią
Jesienią w górach trzeba przygotować się na bardzo różnorodną pogodę. Nie mogę powiedzieć, że była ona nieprzewidywalna – prognozy najczęściej się sprawdzały. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że w kwestii pogody może nas spotkać prawie wszystko. My trafiłyśmy akurat na długi deszczowy tydzień, co bardzo utrudniło nam realizację planów, chociaż trafiały się też słoneczne momenty. Na przykład jednego dnia wyjechałyśmy z Hoczwi, gdzie świeciło słońce, dojechałyśmy do Cisnej, gdzie padał deszcz (jakżeby inaczej), a w połowie drogi na Małe Jasło złapał nas śnieg (co widać na zdjęciu poniżej). Dobrze, że wzięłam więcej ubrań i dwie pary nieprzemakalnych butów (co nie pomaga, kiedy błotna breja wlewa się do buta górą), bo i tak co wieczór musiałam czyścić wszystko z błota i rozwieszać do suszenia.
Co ze sobą zabrać
Próbując przed wyjazdem przewidzieć wszystkie możliwe kataklizmy, takie jak rozładowana bateria w telefonie komórkowym, atak zdziczałych psów, czy zgubienie się w lesie, skompletowałam „sprzęt”. Wściekłe zakupy pozwoliły mi się trochę oderwać od rzeczywistości, ale też spowodowały mocne przeciążenie plecaka. Sama przed wyjazdem sprawdzałam w internecie, co warto mieć ze sobą, więc dla ciekawych publikuję moją listę.
„Na wszelki wypadek” miałam zawsze w plecaku:
– rękawiczki (gdyby zrobiło się zimno)
– drugą kurtkę (przeciw deszczowi/wiatrowi lub polarową, w zależności od warunków pogodowych i tego, którą miałam na sobie)
– okulary przeciwsłoneczne (optymistka)
– parasolkę (gdy tylko przekonałam się, że kurtka nie zawsze wystarczy)
– kurtkę dla psa
– bucik dla psa (na wypadek przecięcia łapy)
– drugi telefon (bo mogę)
– power bank (przecież bateria w moim telefonie trzyma „tylko” trzy dni)
– czołówkę (gdybym się zgubiła i musiała wracać w nocy)
– mapę papierową elegancko laminowaną (a drugą z GPS-em w telefonie, na kompas jakoś nie wpadłam)
– zapas wody i miskę dla psa
– batony dla siebie i suszone mięsko dla psa
– apteczkę (plastry, bandaż, środki przeciwbólowe, kleszczołapki itp.)
– aparat fotograficzny
– torebki strunowe (na wypadek, gdyby mocniej zaczęło padać i trzeba by było zabezpieczać delikatniejsze rzeczy)
– paszport psa (mamy w nim wpisane wszystkie szczepienia).
W zasadzie nie przydały się tylko rękawiczki, power bank oraz (na szczęście) apteczka i bucik dla Lajki. Myślę, że zabrakło mi czapki, bo kaptur jest zdecydowanie mniej wygodny i szalika.
Resztę dobytku typu portfel, dokumenty, klucze, telefon i gaz pieprzowy trzymałam rozlokowane po kieszeniach na wypadek, gdybym musiała rzucić plecak i salwować się ucieczką. Przed czym bym niby miała uciekać miałam dość mgliste pojęcie, ale wolałam być gotowa na wszystko.
7 komentarzy
Paulina
17/12/2016 o 20:05Czekam na jakieś dodatkowe wrażenia. Też odwiedziłam z psiakami Bieszczady (dwa razy Kundelindo Bury, jeden mały, drugi duży), też jesienią, tyle że trafiłam na piękną pogodę – 12 dni pobytu, 12 dni po 30 stopni w cieniu 😛
To były najlepsze wczasy w naszym życiu, tyle że miałam możliwość hasania po Tarnicy, Haliczu, Bukowym Berzie etc – mieliśmy na trzy dni opiekę dla czworonogów załatwioną 🙂
Ewelina
18/12/2016 o 19:09To super, że mogliście pochodzić po parku. Zazdroszczę pogody 🙂
Ja miałam trochę inne założenie – jechałam tylko z psem, więc jakoś tak głupio byłoby go zostawić pod opieką i chodzić w samotności 😉
Paula i Apacz
18/12/2016 o 20:27Super przydatny wpis! Marzy mi się wyprawa w Bieszczady z psem 🙂 Ale po ujrzeniu takiego wielkiego, świeżego śladu nie wiem czy chciałabym iść dalej 😀 Planując wyjazd na pewno tu wrócę 😉
Pozdrawiam!
Ewelina
26/12/2016 o 17:01Dzięki 🙂
Misiami nie ma się co zbyt przejmować jesienią – już się powoli układają do snu 😉
Baśka
20/01/2017 o 10:08Cześć!
Czy mogłabyś napisać coś więcej na temat butków dla psów?
Jaki model ma Lajka? I jak wygląda przyzwyczajanie psiaka do takich butków?
Mój łobuz ma tendencję do łamania piątego pazura podczas pogoni za piłka i do tej pory zabezpieczaliśmy go tylko samoprzylepnym bandażem…
Ewelina
20/01/2017 o 12:05Hej 🙂
My mamy dosłownie jeden bucik zabierany na dłuższe piesze wycieczki. Kupiłam go z myślą o nagłych wypadkach i na szczęście nigdy nie musiałyśmy go używać. Jest to zwykły bucik ze sklepu zoologicznego. Jak widać nie bardzo jest co opisywać.
Prawdopodobnie w najbliższym czasie będziemy planować wycieczkę w nieco bardziej wymagające góry i w związku z tym kupować lepszy sprzęt – wtedy pewnie będę miała okazję kupić i napisać coś więcej o butach.
Możesz zapytać na blogu http://piesdokwadratu.pl/ – wydaje mi się, że autorka miała podobny problem z psimi łapkami i przymierzała się do kupna butów dla psa, więc może będzie mogła napisać coś więcej 🙂
Baśka
22/01/2017 o 12:08Dziękuję za informację 🙂